Wino w starożytności było źródłem życia. Starożytni nie pili wody w zwykłej postaci – obawiali się, że może być ona skażona. Mieszali ją z winem, które miało zabić wszelkie bakterie. W Rzymie, który zamiłowanie do wina przyjął od Greków, nawet niewolnicy dostawali swój dzienny przydział – na jedną osobę przypadało minimum 0,5 l trunku. Oczywiście, nie było to wino o wysokiej jakości. Niewolnicy pili „lorę”, czyli najgorszy rodzaj winogronowego napoju.
W Polsce mało kto pije rozcieńczone wino (tzw. szprycery, czyli białe wino połączone z wodą gazowaną, popularne są m.in. w Chorwacji i na Węgrzech). Większość krajów uważa za nietakt dodanie do kieliszka nawet kostek lodu. W starożytnej Grecji i Rzymie było zupełnie na odwrót. Czystego wina w tych rozwiniętych krajach nie pił nikt. Takie czyny starożytni uważali za szczyt bezczelności. Ich zdziwienie osiągało zenitu, kiedy kupujący od nich wino barbarzyńcy ośmielali się pić ten napój w czystej formie. W dodatku bez skrupułów się nim upijali!
Oprócz wody, do wina Rzymianie lubili dodawać przyprawy korzenne i zioła. A szczególną popularnością cieszyły się mieszanki z miodem, zwane „mulsum”. Te dodatki mały zatuszować smakowe niedoskonałości. Co ciekawe, czasem napój doprawiano także ołowiem.
Starożytni Grecy pili wino w rytonach, czyli naczyniach przypominających puste rogi. Z czasem (po tysiącach lat) te rogi ewoluowały w kieliszki. Rzymianie natomiast rozlewali trunek do płaskich miseczek, a przechowywali go w amforach. Najlepsze wina dojrzewały w nich przez dziesiątki lat, by potem zachwycać słodyczą i intensywnością.
Komentarze (0)